piątek, 31 maja 2013

No bo z jajkiem - trzeba obchodzić się jak z jajkiem !


Piątek, ostatni dzień maja.
Chyba najzimniejszego miesiąca w tym roku ;)
Najzimniejszego tutaj, na Wyspach.
Tak, na stopy wciagałam trampóle zimowe, i nie raz chciałam naciagnąć na głowę ciepłą czapkę !

No nic, wiosna nam się zbuntowała w tym roku, wciąż wagaruje, miejmy nadzieję, że chociaż lato nie strzeli focha.
Nadciąga czerwiec, to miesiąc intensywny, wielobarwny, lot do Warszawy, zbieranie materiału do książki, kontynuowanie projektu, spotkanie w Wydawnictwie, ludzie, plany, projekty, znajomi, przyjaciele, rodzina, pies, przylot Mamci i Lucy do nas.
No i to, że moje dziecko kończy kolejny etap w swoim życiu.
Zamyka ostatnie trzy lata, w ostatnim dniu czerwca.
Kończy college, od września uczelnia.
Brzmi poważnie.


Wczoraj udało nam się spotkać bardzo ciekawego człowieka.
Wracam do tej historii, bo aż się prosi- by o niej wspomnieć.
W zeszłym tygodniu sąsiadom z pierwszego piętra, rozsypała się siata z zakupami, w której były jajka.
Nie posprzątali tego po sobie jak wypadało to zrobić w pierwszej fazie tego bałaganu, no i na efekt nie musieliśmy długo czekać.
Smród jajowy był nie do zniesienia.
Odzyskanie komfortu dla nosa przed epizodem z jajkami graniczyło z cudem.
Temperatura za oknem niejednego mogłaby solidnie przewietrzyć, a tutaj niestety nie pomogły pootwierane okna przez kilka ostatnich dni i nocy.
Nie było innej rady, jak rozmawiać z sąsiadami i przekonać ich do zamówienia specjalisty od prania dywanów.

Przecież nikt inny jak ja, nie wpadłby na ten pomysł, że można podsunąć takie rozwiązanie sprawy, owszem kosztowne - ale jakże edukacyjne.
No bo jak wydasz forsę na coś poza budżetem domowym, to szybko weźmiesz pod uwagę, ile jajek byłoby w gospodarstwie domowym, a nawet to, że z jajkiem trzeba obchodzić się jak z ... jajkiem !
Po sprawdzeniu kilku ofert w moim ojczystym języku, udało się wybrać dla sąsiadów najbardziej korzystnego finansowo specjalistę.
Sprawa została dogadana, pranie dywanu miało być dziś rano.
Było wczoraj wieczorem.
W pierwszej telefonicznej rozmowie z potencjalnym specjalistą od dywanów, który wydał mi się lekko dziwny, niepokojący, nie będę już się rozpisywać dlaczego, bo to się czasem zdarza, ale dlaczego zdarza się tak często mnie, ha ?

Wieczorową porą, tuż po godzinie 18tej stoję w oknie i widzę młodego człowieka, który chodzi po osiedlu i błądzi, zaczepia ludzi i pyta o drogę.

Widzę jak wskazują Mu moje miejsce.
Nadal obserwuje sytuację i zastanawiam się, gdzie jest odkurzacz piorący, gdzie  jakieś auto, a w nim reszta warsztatu, a płyny, detergenty ?

Masa myśli w mojej głowie, przecież piszę książki, wyobraźnia działa.
Drugi sygnał niepokojący to taki, że nie słychać domofonu, a Pan Pracz dostaje się do śmierdzącej klatki przy pomocy sąsiadki, głowa pracuje intensywniej.
Postanawiam nie otwierać drzwi, nie wiem dokładnie kto to jest.
Ogłoszenie na portalu zmontować potrafi każdy, przyciszam ścieżkę dżwiękową Pulp Fiction i cichutko postanawiam przeczekać to pukanie do swoich drzwi.
Przecież to miasto jest pełne różnych świrów.
Dziwnie się czułam, przyznaje.

Pan Pracz opuszcza klatkę.
Ponownie zajmuję stanowisko przy oknie, nie widzi mnie, wybieram numer i dzwonię.
Odebrał.
Przepytuje Go troszkę, informując Go o swoich obawach, Pan Pracz pogodnie się śmieje do słuchawki.
OK, one more time ?
Fine !
Tym razem podjeżdza autem i wypakowywuje swój warsztat.
Oddycham z ulgą, schodzę na dół i witam się serdecznie.
Pan Pracz niesamowicie sympatycznie się prezentujący, wzbudzający zaufanie, pogodny, komunikatywny, podetknął mi pod nos kontener z olejkiem eukaliptusowym, postanawiam zaprosić Go na kawę, no i po ...wodę ;)
Przy kawie wracamy do pierwszej rozmowy telefonicznej i dowiadujemy się o sobie więcej.
I tak oto mogłam się dowiedzieć, że karmi sikorki ze swoją rodziną.
Lubię obserwować ludzi, a właściwie ich reakcje - kiedy opowiadają o czymś, co ich uskrzydla.
Moje dziecko, które wróciło do domu - znając mnie perfekcyjnie, obserwując moją radość z tego spotkania - chętnie włączyło się w tę rozmowę.

I tak dziś - mamy wykładzinę na klatce wypraną, czyściutką.
Pachnie eukaliptusem.
Sąsiedzi - zwłaszcza sąsiadka, podekscytowana i pod ogromnym wrażeniem powierzchowności Pana Pracza.
A ja ?
Wczoraj długo, razem z moim dzieckiem byłam pod miłym wrażeniem jakiego udało nam się spotkać człowieka, w dodatku Polaka - bogatego i pieknego człowieka, umiejącego porozmawiać o rzeczach ważnych i o tych mniej ważnych.
Kontakt zapisany, zatem jeśli wykładziny macie brudne i zamieszkujecie Londyn, zachęcam !
To czysta przyjemność wydania forsy ;))

Jak to podsumował wczoraj mój znajomy z Berlina, - ALE JAJA! :-)
Śmiałam się z siebie, ale bycie ostrożnym to sprawa pierwszorzedna.
W radiu właśnie słyszę, że dziś bedzie cieplej popołudniem.
Dobrego piątku !



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz