piątek, 24 stycznia 2014

Nie lubię pożegnań, dlatego mówię DZIĘKUJĘ :)

Czasem bywa, że ktoś pojawia się w Twoim życiu tylko na chwilę i tylko po to żeby powiedzieć Ci coś ważnego, i ...znika.
Czy go jeszcze spotkasz?
Nie wiadomo.
Czy to też jest przyjaźń, tylko taka mała?
Chyba tak.
Zazwyczaj składanie słów przychodzi mi z łatwością, moi najbliżsi często żartują, że klawiatura to mój długopis - ale dziś, teraz jest to dla mnie bardzo trudne, bo musiałam podjąć niełatwą dla mnie decyzję. W pierwszej chwili musiałam pozwolić odejść emocjom, przyznam się do czegoś - pozwoliłam sobie nawet na potężne łzy, gdyż uczucie że traci się coś bardzo ważnego - 
powoduje ogromny smutek.




Fundacja Rak'n'Roll jest dla mnie jak dziecko!
Jedno moje dziecko ma 20 lat, drugie ma zaledwie 1.5 roku. Tyle właśnie czasu jestem związana z fundacją, mocno, bardzo aktywnie. Mogłam sobie pozwolić na to, gdyż będąc singlem, decydując jedynie za siebie, oddając się i poświęcając tej idei - nie wyrządzałam nikomu krzywdy, nie zaniedbywałam nikogo i mogłam zaangażować się całą sobą. Wspaniałe to było doświadczenie dla mnie. Mogę powiedzieć, że przeszłam odnowę biologiczną, bo przewartościowałam sobie swoje życie, które zawsze było dość intensywne - aczkolwiek pozbawione czegoś mega ważnego.
Ludzie mnie często pytają dlaczego pomagam, dlaczego aż tak się angażuję, dlaczego pozwalam sobie na wyścig ze śmiercią? 
To co odpowiadam wtedy jest MOCne, nie pomagają próby zniechęcenia mnie - bo przecież nie pomagasz dlatego, że Tobie ktoś każe - tylko właśnie dlatego, że chcesz. Chcesz coś dać drugiemu człowiekowi. Chcesz podarować mu swój czas. 
Potem słyszę, że nie każdy się do tego nadaje.
I wtedy biorę to za komplement.

Kochani, ponieważ zdecydowałam rozstać się ( brzmi koszmarnie, wiem! ) z fundacją Rak'n'Roll,
stąd te łzy - ale moja decyzja jest słuszna i właściwa, choć niełatwo będzie mi za moment zdjąć plakaty, zerwać naklejki - tak, tak - moje mieszkanie przez ten czas zamieniło się w mały oddział R'n'R, gdyż uważam że jeśli chce się w coś głęboko wejść i poczuć to, trzeba też jakoś zatracić się w tym ;).
Zamierzałam o tym napisać dla Was w poniedziałek, ale przez ostatnie dni, które były taką bombą emocji, czyjaś choroba, czyjaś śmierć, obserwowanie, wręcz wnikanie w czyjeś życie i
analizowanie go - oskubało mnie doszczętnie z mojej energii.
Potrzebuje odpocząć.
Ciężko jest mi NIE reagować na każdy wpis dziś na facebooku, dostałam masę maili - w tym jeden trudny, dziecko walczy z chorobą nowotworową. Mail od bliskiej znajomej.
Dzwonił Filip z redakcji, proponował wywiad. Podołam, ale dziś. Będę reagować, ale nie dziś. 
Sporo ludzi mnie identyfikuje z fundacją, to jest fantastyczne - bo to wspaniałe miejsce.
O tym nawet nie marzyłam, i sięgając po to - bardzo intensywnie budowałam swój wizerunek, zdobyłam zaufanie wspaniałych Ludzi - tu pragnę podziękować przede wszystkim
Jackowi Maciejewskiemu
, bo to moje bycie właściwie Patką z wizytówką zawdzięczam Jemu, zaufał mi - wtedy jeszcze jako Prezes fundacji, a proste to nie było ;)
Dziękuję, bo udało mi się brać i czerpać z Rak'n'Rollowego życia obiema garściami. To dobry moment, by podziękować wszystkim którzy w fundacji pracują: Kapsydzie Kobro, za to, że pozwoliła realizować dalej moje cele po tym, jak Jacek przesiadł się na tył. Monice Dąbrowskiej, Joasi Łojko za życzliwość i inspirację, Kasi, Beacie, Marcie, Kamili  za ich pracę, za ten moment uwagi i siłę, którą poświęcają tym potrzebujacym. Dziękuję przede wszystkim za przyjaźń!
Kubek kawy nabierze teraz innego smaku podczas moich pobytów w fundacji, bo często przecież traktowałam to miejsce jak moje własne biuro podczas pobytów służbowych w kraju ;)
Czerpałam niesamowitą radość mogąc dzielić się swoją energią z ludźmi poprzez stronę fundacji na facebooku :)
Dziękuję 
Wam z całego serca za wspólny, ciepły grudzień!
Rok 2013 był najpiękniejszym rokiem w moim życiu.
Poważnie! :)
Nie jestem w stanie wymieniać innych, których z ramienia fundacji udało mi się poznać - bardzo cenię wszystkie te Postacie i dla mnie to prawdziwy zaszczyt być jakoś w pobliżu. 
Szczególne podziękowania dla moich Londyńczyków, którzy mi też zaufali, zgłaszali się do działań, chętnie zbudowali ze mną tutaj, na Wyspach zespół - miałam szczęście, że trafiłam na Was :)
Vince, Sylwia, załoga V & S Hair & Beauty, Karolina, Monika  - myślę, że stworzyliśmy coś znacznie więcej, aniżeli tylko zespół wolontariuszy, dziękuję Wam zawsze za wsparcie i przyjaźń.
Wszystkim redakcjom, dziennikarzom, ludziom spotkanych przypadkowo dla tej wspaniałej idei - bardzo dziękuję. Nigdy nie zawiedliście, a Ci którzy zawiedli też byli potrzebni, chociażby po to, bym wiedziała jak jest to warte zachodu. 
Wolontariusz to ciężka robota, bo zapał może zgasnąć w każdej chwili  - mnie udało się pokonać po drodze wątpliwości, z każdym dniem MOCniej wiedziałam - po co to robię i co z tego mam.

Dziękuję wszystkim CHORYM, rollującym -  za najważniejszą lekcję w życiu, za najtrudniejszą pracę domową - odrabiałam ją pilnie. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam!
Kochani - będę, oczywiście - że będę pomagać, bo kończąc jakąś przygodę w swoim życiu - wcale nie znaczy, że wyloguję się z tej idei - nie po to narodziła się ''rakowapatka''.
Będę wspierać moich kolegów Rak'n'Rollowców, kierować w Ich stronę pozytywną kulę energii, a Wam od siebie będę dawać tyle, na ile pozwolą mi moje możliwości. Chcę wreszcie wydać książkę, z której jak wiecie - dochód przeznaczony będzie dla fundacji Rak'n'Roll, i by móc zebrać dobrą kasę z tej książki  - muszę teraz zaangażować się całą sobą w ten właśnie projekt.
Potem mam smaka na COŚ więcej ;)
Poza tym mam ogromną potrzebę zalogować się porządnie do mojego życia, potrzebuję dać sobie szansę, by móc jeszcze dzielić z kimś cztery pory roku.
Trzymajcie za mnie kciuki! 
Łeb do słońca! 

Love, Patka  :) 

Więcej zapisanych emocji:

sobota, 11 stycznia 2014

Cuda od ręki!

                    fot. Monika Król Photo Art

 Rękocuda

                                                       Patkowa Mamcia pisze o sobie tak...
                                                     
                                                      https://www.facebook.com/rekocuda

 Ściany w swoim domu maluję na kolorowo, staram się to robić sama. 
Nie inwestuje w nowe graty, a ściągam z różnych miejsc te zniszczone z zapisaną w sobie historą. 
Z przyjemością je odrestaurowywuję. 
Zawsze tracę głowę na targach i marketach w Londynie, który pęka od spragnionych oryginalnej atmosfery ludzi. 
Właśnie stamtąd przywiozłam najwięcej bibelotów do domu. 
Przez wiele lat zawodowo zajmowałam się produkcją gotowych wyrobów tekstylnych. 
Lubiłam to robić, a moje produkty przynosiły radość wielu kobietom.
Dopóki choroba nie zajrzała mi w oczy. 
To rak 12 lat temu zadecydował za mnie i zwolnił moje życiodajne tempo. 
Zmienił je, odszedł - zostawiając przy mnie zespół paranowotworowy. 
Zmiany neuroptologiczne odczuwam do dziś.
 Dlatego też wykonując jakąkolwiek kreatywną pracę, w której wykorzystuje swoje ręce, 
angażuję swoje serce - doświadczam pewnego rodzaju rehabilitacji.
                                                                To prawdziwe rękodzięło!                                                                 

                                                                 Serdecznie zapraszam.
                                                                       Elżbieta Florczyk 
                                                             e-mail: rekocuda@gazeta.pl   

Drodzy moi Przyjaciele, Czytelnicy ...
To pierwsze doświadczenie w życiu mojej Mamy.
Takie doświadczenie.
Niezwykła na co dzień mówić do tak sporej publiczności.
Dlatego wiem, ile to dla Niej znaczy.
A ja pragnę z całego serca, by mogła odnaleźć te małe radości wśród zgiełku swojej codzienności.
Maszyny krawieckie, ogromne belki tkanin, nożyce, szpulki, wstążki, wstążeczki, druty, szydełka - wychowałam się razem z Bratem - gdzieś pomiędzy tymi dodatkami krawieckimi.
Nie znam nikogo, kto w życiu tak uczciwie i ciężko pracował 
jak moja Mama. 
Nie piszę o tym, tylko dlatego - że to Mama, ale na serio tak właśnie z Nią było i jest.
I w tej gonitwie za tą swoją pasją, nigdy my - Jej dzieci, nie czuliśmy się jakoś pominięci. 
Ja dorosłam, brat dorastał - tragiczna śmierć Taty, niedługo potem poważny stan Mamy.
Rak. Stół operacyjny. Chemioterapia.
Życie to taki rzeźbiarz, każdego z nas.

Dziś Mama ma 62 lata.

Cieszy się życiem jak tylko potrafi, ale takie błyszczące oczy i takie szczęście widzę właśnie wtedy, kiedy spędza czas w swoim warsztacie, a potem słyszy i widzi zachwyt innych.
Nie jest ważne co to jest, to może być odnowiony mebel, szydełkowa serweta, czapka zrobiona na zimę, napięcie tkaniny na ścianę, czy abażur na lampce, zrobiony z książki telefonicznej. 
To jest człowiek, dom, ogród. 
Każdy zawsze znajdzie coś dla siebie. Ja zawsze jak wracam z kraju, z domu - zabieram coś nowego - ostatnie zdobycze to szydełkowy pled, poszewki na poduszki robione na drutach, przypominające ciepły sweter :)

Od kilku miesięcy są to zabawki, ale nie takie zwyczajne - bo trafiają w ręce dorosłych jak jakieś talizmany, i pomimo tego, że to lale, pieski, misie - te akurat mają dusze w sobie.
Jest plan na więcej, jest pomysł na zabawki edukacyjne.

Bądźcie z Nami, badźcie blisko - to nowa przygoda dla mojej Mamy.
A ja postaram się, by była jedną z tych najpiękniejszych. 
Moja Mama na nią długo i cierpliwie czekała.


ZAPRASZAM Was serdecznie na Jej stronę, z każdym dniem będzie ciekawsza.


fot. Monika Król Photo Art

fot. Monika Król Photo Art





poniedziałek, 6 stycznia 2014

czwartek, 2 stycznia 2014

Mapa do celu



2 stycznia 2014

Rozebrałam swoją patykową choinkę, a precle zjadłam.
Zdjęłam dekoracje świąteczne i schowałam w pudełko, do siego!
Dekoracja mieszkania wróciła do pierwotnego stanu, czyli jak zawsze - bałagan na stole, ale taki kreatywny.
Nie wyobrażam sobie swojego stołu bez takiego bałaganu ;)
Odświeżyłam mieszkanie po świątecznym lenistwie, nakarmiłam koty, czule z nimi pogadałam i pełna niesamowitego powera zabieram się za robotę.
Moją własną!
Poza tym szykuje się dodatkowe zajęcie, płatne - trzeba podołać.
Ola dziś zrobiła swoją mapę celów ( marzeń ) na ten rok i zawiesiła w widocznym miejscu w swoim pokoju.
A ja?
Mam w głowie, robiłam ją już od kilku dni - ale od strony technicznej zabiorę się za nią w najbliższy weekend.
A potem - nie pozostanie nic innego, jak konsekwentnie ją realizować.

Nie wiem ja Wy, ale ja mam takąąąąąąąąą chęć na wszystko w życiu, że nie spodziewałam się wejść w ten 2014r. z takim rozmachem ;)
Patka, MOC z Tobą - i ten rok będzie piękny, spełniony i satysfakcjonujący.

W przyszłym tygodniu idę do swojego lekarza, potrzebuję dostać się do szpitala by przebadać swoje cycki.
Again!


Kula energii dla Was!