niedziela, 23 listopada 2014

Close your eyes to see this painting ...




Słowo na niedzielę

Nie wierzę w cuda. Nie umiem się modlić. I nie chodzę do kościoła. Miejsce to omijam od wielu już lat. I chcę Was zapytać o coś dla mnie b.ważnego. Pomożecie? Dwa dni temu pomyślałam, że popracuję nad tym wszystkim o czym piszę powyżej - w intencji KOGOŚ, kto w obliczu zaawansowanej choroby walczy o każdy swój dzień, który nadchodzi. Chciałam nawet się przełamać i pójść dziś, w niedzielę na mszę do polskiego kościoła - ale nic mi to nie da. Dotychczas nie potrAfiłam, nie robiłam tego, dlaczego zatem teraz ktoś miałby mnie tam wysłuchać. Mnie, która często pisze bUk, zamiast Bóg. Dlatego nie poszłam i raczej nie pójdę. Nie poszłam wtedy, kiedy miałam możliwość ogromnej pomocy w pozyskaniu funduszy na walkę polskich dzieci z nowotworami, które na leczenie przylatują do UK. Wtedy szukałam innych alternatyw. Tego mnie nauczył sam MISTRZ RAK. Dlaczego teraz mam pójść i gadać z Bogiem? Nie będzie chciał mnie słuchać. U mnie w moim angielskim domu nie ma nigdzie akcentów związanych z religią. Żadnych krzyży, obrazków itp. Nie ma. Nigdy nie czułam takiej potrzeby, by to było. Co zrobiłam dziś? Zajrzałam do swojego skarbca. Poszperałam. Wyjęłam. Zdmuchnęłam kurz. Obrazek na kawałku wypalanego drewna, przywieziony z Częstochowy. Przez chwilę stałam trzymając go w dłoniach i nie wiedziałam - co zrobić. Zawiesić? Postawić? Położyć gdzieś? Ale po co w ogóle tam zajrzałam? Kochani, ja czuję się przez ostatnie dni jak na ...porodówce. W ogromnych bólach coś się rodzi. Nie wiem jeszcze co, ale mam gdzieś takie przeczucie, że będzie to coś dobrego. Nie mam wpływu na przeszłość, nie zawsze budowałam solidne mosty w relacjach z innymi, nie zawsze też potrafiłam o te liny podtrzymujące te mosty odpowiednio zadbać. Dlatego też przez ostatnie lata działając na rzecz chorych onkologicznie, ocierając się o cierpienie i śmierć - bardzo dużo się nauczyłam. Nauczyłam o sobie samej. I właśnie dlatego - mam wpływ na przyszłość. Ten tydzień może być najbardziej odkrywczym tygodniem w moim życiu, ale będzie moja Mamcia. Przylatuje. Jestem fajterką! I często też jestem na granicy życia i śmierci, ale w chwili kiedy dowiadujesz się o chorobie bliskich - nie masz siły nawet się wykąpać, nie chce się tobie jeść, nie chce się tobie spać. Mam te kilka dni za sobą. 
Dziś się podniosłam. Wzięłam w garść!
Przez ostatnie dni siedziałam tylko przy klawiaturze. Zresztą niektórzy wiecie o tym. Szukałam ratunku. Szansy, bo nawet nie nadziei. Tutaj jestem Patką, którą poznaliście - pamiętajcie o tym, że nawet największy fajter ma słabsze chwile. Czy się boję? Owszem. Boję się o konsekwencje jakie niesie za sobą RAK. Czy wierzę? Jestem dobrej myśli. Zrobiłam tyle, ile mogłam. Powiedziałam tyle, ile mogłam. Na ile się zdobyłam. Więcej nie potrafię. Proszę Was - tych, którzy wierzą i potrafią. Pomódlcie się za KOGOŚ mi bliskiego. Wiele osób ucieka do Boga w takich momentach. Wielu chorych wraca do Boga w takich momentach. Wiem o tym. Wracają do Boga bliscy tych chorych. Nie jestem przecież złym człowiekiem, bo nie potrafię. Dlatego proszę Was o wsparcie. Wy umiecie. Pomyślcie o KIMŚ - tak jak zawsze myśli się w takich momentach. Ja pragnę jednego dziś - dziś mam tylko jedno marzenie - BY TO ZADZIAŁAŁO! Tylko tyle. I jestem cholerną optymistką, przecholerną - dlatego w to będę wierzyć, że zadziała. I będzie dobrze.
Dziękuje Wam 
Patka

Wpis ten zamieściłam u siebie na prywatnym profilu dnia 23 listopada 2014r. 

sobota, 8 listopada 2014

Jesienny smak? Pieczona dynia!










SKŁADNIKI:
*  dynia piżmowa bądź inna / ok 1.5 kg
*  oliwa z oliwek 
*  sól himalajska 
* pieprz czarny świeżo mielony
*  oregano
*  tymianek 

Piekarnik nagrzewam do 250 stopni. Z dyni wykrawam pestki i miąższ, po czym smaruję jej puste wnętrze delikatnie oliwą i wsadzam do rozgrzanego piekarnika. Na 40 minut. Ważny jest sposób wsadzania wypatroszonej dyni. Skorupą do dołu! 
Po 20 minutach schodzę z temperatury do 200 stopni. Kiedy dynia jest gotowa, wyjmuję ją z piekarnika i studzę na tyle, by móc obrać ją ze skóry.

Tak przygotowaną dynię kroję w kostkę, smaruje delikatnie oliwą, dodaje sól, pieprz,  oregano i tymianek i tak oblepione kawałki dyni wkładam do naczynia żaroodpornego i wstawiam do piekarnika na 20 minut - w temperaturze do 200 stopni.

Można również tak przygotowaną dynię podsmażyć na rozgrzanej patelni. Należy uważać wtedy, by jej nie spalić. Dekorujemy świeżą gałązką tymianku i ... opychamy się :)
Na zdrowie!


Pogoda dziś deszczowa, ale przecież i taka jesień może być fajna, stąd dziś moja inspiracja.
Zapach pieczonej dyni wprowadził mnie w wyjątkowy nastrój!
Polecam!

piątek, 7 listopada 2014

DONOR ID number: UK501160

http://www.dkms.pl/pl/forms/pl_PL/default/registration


W związku ze sprawą chorej na nowotwór Marzeny Erm, u której do przeszczepu nie doszło i póki co nie dojdzie, gdyż wciąż poszukiwany jest Dawca - sprawą mało dla mnie zrozumiałą i wręcz nieprawdopodobną, dość mocno zaniedabaną przez ludzi w organizacjach, które poniekąd powinny koordynować sprawą pacjenta / podopiecznego - WARTO zwrócić uwagę, kolejny raz - na świadomą rejestrację. JA zrobiłam to bardzo dawno temu. W kraju, w którym żyję. Zrejestrowałam się w dwóch miejscach. Jeśli chodzi o podarowanie komuś szpiku, będę miała na to wpływ - bo to ja zdecyduję, czy się wycofam, czy też konsekwetnie podołam. Prawo do strachu ma każdy z nas. Czasem niewytłumaczalnego wręcz. Mamy takie prawo! Chociaż jak tak na siebie patrzę - to ja chyba nie boję się niczego i nikogo ;)
Jeśli chodzi o tę niebieską kartę - wszystko jasne. Wszystko zapisałam w tym swoim niebieskim testamencie . Zapisałam innym. 
WARTO! :)


                                                         Fot. Patka Pastwińska / Londyn



ZACHĘCAM I NAMAWIAM: http://www.dkms.pl/pl/forms/pl_PL/default/registration

Historia Marzeny Erm: https://www.facebook.com/misja.RAKiJA

poniedziałek, 3 listopada 2014

November czyt. MOVEMBER

Movember powstał w Australii, w 2004r. Powstał, by zwrócić uwagę na problem wysokiej śmiertelności meżczyzn z powodu raka jądra i prostaty. Celem zawsze było zbieranie funduszy na badanie i leczenie tych nowotworów. Postanowiono robić to w dość kontrowersyjny sposób - poprzez zapuszczanie wąsów. Według organizatorów kampanii - niemodne wąsy na znajomych twarzach przykuwają uwagę i prowokują pytania, a to z kolei daje świetną okazję do porozmawiania o raku i zbiórce pieniędzy na ten cel.





Zaczęło się od kilkuset mężczyzn z Melbourne i Sydney oraz zbiórce kilkudziesięciu tysięcy dolarów. W 2011r. a akcji brało 850 tyś osób z całego świata. Udało im się zebrać łącznie ponad 100 milionów dolarów! Zbierane pieniądze są przeznaczane na fundacje i ośrodki zdrowia w krajach, w których fundacja Movember oficjalnie działa.

Na czym to polega?

1.
Zarejestruj się na stronie: http://uk.movember.com/
Akcja toczy się w trakcie jednego miesiąca - listopada.
2.
Pierwszego listopada golimy twarz na gładko - najlepiej żyletką lub brzytwą.
Maszynka elektryczna też będzie cool.
OD tego dnia przez kolejnych trzydzieści - NIE golimy wąsa!
Uwaga! Nie zapuszczamy też brody, koziej bródki, ani nie łączymy wąsów z bokobrodami.
Chodzi o to - by z dumą nosic staromodne wąsy i prowokować znajomych do rozmów o całym wydarzeniu. Rozmowy o proflilaktycznych badaniach to główny cel tej kampanii.

oDAJemy włosy dla chorych onkologicznie, dziś zapuśćmy wąsy!
Panowie do dzieła! Rejestrować mogą się również kobiety, które wspierają mężczyzn w zapuszczaniu wąsa. Członkowie nazywają się Mo Bros, a członkinie Mo Sistas.





WĄSOPAD - uratuj kilku facetów! :)
http://www.kapitanswiatelko.pl/2014/10/wasopad-uratuj-kilku-facetow.html


WSZYSTKICH Panów serdecznie zachęcam! Pochwalcie się swoim wąsem i nadeślijcie swoje zdjęcie 1 grudnia 2014r. na adres: rakowapatka@gmail.com. 
Do zdjęcia powinna być zamieszczona zgoda na publikację przez kanały komunikacyjne rakowejpatki. :)