niedziela, 4 sierpnia 2013

Konik polny, a niech sobie ze mną mieszka.




Tego kolorowego motyla posyłałam przez 12 m-cy na profil Fundacji Rak'n'Roll i to nie było bez znaczenia.
Raz w miesiącu.
Tego samego dnia każdego miesiąca.
Był też takim nośnikiem energii między niebem, a ziemią ;))

Był też moim prywatnym ''listonoszem'' - ten kto zna mój notes na facebooku, zapewne wie o czym piszę ;)

Już od wczoraj towarzyszy mi w mieszkaniu konik polny, jakoś nie mogę się go pozbyć - ostatniej nocy go wyprosiłam, rano był ponownie.
Niczym zielone światło!

Zapaliło się.


dziś,8pm

Chce robić to co robię dotychczas, tylko pełniej, spektakularniej.
Dlaczego miałabym nie założyć TEJ Fundacji od TEGO raka?!
Eureka!

W Rak'n'Roll pragnę być przez całe swoje życie, na ile mi pozwoli czas, zdrowie i moje możliwości - ale przecież mogę zrobić jeszcze więcej.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że jest tylu ludzi w kraju, którzy decydują się nie tylko na leczenie w klinikach za granicą, ale też często decydują się, by ratować swoje i swoich bliskich życie właśnie poza granicami kraju.
Często to jedyne wyjście z sytuacji i jedyny ratunek.

Myślę o tym już od dawna, ale dziś ten pomysł rozpalił w mojej głowie pożar i nie próbowałam go gasić, a sięgnęłam po telefon, usiadłam do klawiatury, napisałam maile do ludzi i umówiłam się na spotkania.
Podczas wizyty w kraju umówię się na kolejne spotkania z ludźmi, którzy byli inspiracją do tego, by narodził się ten pomysł.

Tak się zastanawiam, że moje dzisiejsze samopoczucie podyktowane wydarzeniami mijającego tygodnia i tak nie jest takie złe, skoro głowa taka kreatywna.
Chciałabym móc napisać Wam o tym wszystkim co przyniósł mi ten tydzień, ale zdecydowałam, że ten blog - pomimo, iż jest mega prawdziwy - jest po coś innego i nie ma tutaj miejsca na mało fajne sprawy, zwłaszcza kiedy zgłasza się coraz więcej osób, które chcą napisać o tym - jak Patka stała się TĄ od TEGO raka.
To jest niesamowite, bo nigdy nie spodziewałabym się tego, że dziś będziemy z tyloma ludźmi turlać tę meGa pozytywną kulę energii.
Dostaję każdego dnia jednego maila, czasem jest ich więcej - od kobiet chorych na raka, które piszą pomimo swojego przygnębienia o tym, jak zaczynają ze mną dzień, zaczynają go z moim wpisem, czy tutaj - czy na facebooku.
Są również maile od rodziców chorych dzieci.
Są to różne historie ludzi, różne etapy choroby.

To jest meGa wzruszające, czasem nie wiem co napisać, ale staram się znaleźć zawsze czas - choć na kilka słów.
Wiecie dlaczego?

Bo zawsze myślę wtedy, że mogę być ostatnią osobą, która cokolwiek do takiego człowieka napisała, bo nie wiem kim jest ktoś po drugiej stronie klawiatury, nie wiem na ile jest prawdziwy, na ile pisze o tym, że jest chory, a na ile jest szczęśliwy.
Wiem sama z własnego doświadczenia - kiedy mój Tata popełnił samobójstwo - wiem, że potrzebował dobrego kompana, dobrego słuchacza, dobrego rozmówcy.
Wiem też, że moja Mama kiedy zachorowała na raka, podczas chemioterapii potrzebowała dobrego kompana, dobrego słuchacza, cichego ale pozytywnego rozmówcy.
Często rozdaję uśmiech na ulicy ludziom, w metrze, w autobusie - bo może właśnie tego ten człowiek potrzebuje.
Czasem wystarczy tak niewiele, by móc dokonać tak dużo.

Dlatego też chcę wykorzystać swój czas najpiękniej jak potrafię, podarować go tym, którzy go potrzebują - nie tym, którzy mi go zabierają i trwonią.
O tym, czym chce zajmować się w życiu dowiedziałam się przeszło rok temu, z każdym miesiącem, z każdym dniem odkrywałam więcej - wiem, że się do tego nadaję, wiem to - bo potrafię zrezygnować z wielu spraw w swoim życiu, potrafię wyrzec się tylu rzeczy, bez których kiedyś myślałam, że życie jest niemożliwe.
Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak szczęśliwie skończyć swój projekt książki - oddać ją Fundacji Rak'n'Roll, cieszyć się z tego do końca życia i robić właśnie TĘ rakową robotę!
Małe łyse głowy to bardzo ciężki temat, ale przecież tylko tak możemy nauczyć się tego, co jest w życiu ważne.

Przepraszam za TAKI wpis, ale to dziś z serca, jak zawsze zresztą, choć dziś dokopałam się do spraw skrytych na samym jego dnie.

1 komentarz:

  1. Przeczytalam jednym tchem, znow poczulam ten gleboki wstyd,ze tak malo daje tym,ktorzy tak bardzo potrzebuja pomocy.Sporadyczne przelewy drobnych kwot,pospiesznie pisane komentarze bedace jedynie nieudanym szkicem przemyslen,wzruszen,bezsilnosci i niemocy.Bo coz innego czuje?Rak-to choroba nas wszystkich!
    Jednych oslabia zanikajaca odpornosc,innych obojetnosc,jedni blagaja o leki,inni krzycza o milosc,kazdy umiera od srodka tylko przyczyna bywa rozna,cierpienie jednak jest tu i tam,teraz i tu-dla Ciebie, dla mnie,dla Niej i Niego,dla Nas.Nie o licytacje tu chodzi,a o wsparcie, czlowiek-czlowiekowi,jak pomoc przy potknieciu, kiedy prawie sie przewracasz.To jest zycie!Potkniecia,upadki,bol,lzy,zal...nie musze Cie czytac drugi raz Patko,wiem co chcialabym zrobic,gdybym Cie spotkala.Bo to jest potrzebne i daje sile.Badz silna, oddaj co masz, bys czula sie lzej,bo na pewno jest to wielki ciezar. Ale "we dwoje"(bo Ty i ja i On i Ona i My)mamy wiecej sily,na kazdy odcinek dzwigania.Oddaj to, z czym nie radzisz sobie-pomoge.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń