poniedziałek, 10 marca 2014

MAGDA, MIŁOŚĆ I RAK

                                     MAGDA, MIŁOŚĆ I RAK.
                                              Alina Mrowińska
                                              Zdjęcie / internet

Pamiętaj, że jesteś najważniejszy, kochaj siebie. Brzmi banalnie, ale czyni cuda. Myśl pozytywnie i uśmiechaj się szeroko, możesz być szczęśliwy nawet z rakiem !

Z Dekalogu Magdy
Magda Prokopowicz w wieku 27 lat zachorowała na raka piersi. Walczyła z chorobą, będąc w ciąży. Przeszła chemioterapię i urodziła zdrowe dziecko. Doświadczyła wszystkich etapów choroby, nauczyła się otwierać zamknięte drzwi i odkryła, jak ważne w walce z rakiem jest pozytywne myślenie. Założyła fundację Rak’n’Roll. Wygraj życie! I została bohaterka filmu Magda, miłość i rak. Odeszła w 2012 roku, ale nadal dla chorych na raka i ich bliskich jest symbolem walki o jakość życia osób dotkniętych chorobą nowotworową. A dla tysięcy Polaków – symbolem niezłomności w walce z przeciwnościami losu. Magda, miłość i rak – to opowieść o niezwykłej kobiecie.
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozmowa Aliny Mrowińskiej z Magdaleną Prokopowicz:

Moja ciąża to znak losu, przeznaczenie, cud
Czułam, że dzieje się we mnie coś niezwykłego. Spadł pierwszy śnieg, byliśmy z Bartkiem w Centrum Onkologii na pierwszej biopsji. A wieczorem szliśmy na kolację do „Ale Glorii” świętować moje urodziny. Wychodząc z domu, odruchowo włożyłam do torebki test ciążowy. W restauracji poszłam do toalety i nie myliłam się, byłam w ciąży! Nie mogłam uwierzyć, kiedy patrzyłam na dwie różowe kreseczki! W dniu moich urodzin! Pierwszej biopsji! I pierwszego śniegu! Wybiegłam do Bartka przeszczęśliwa. Odebraliśmy to jak znak losu, przeznaczenie, cud. Myśleliśmy, że nie mogę mieć dzieci. Po pierwszej operacji farmakologicznie wprowadzano mnie w stan menopauzy. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie. Najpierw ogromna, wszechogarniająca radość, wręcz euforia, a chwilę później poczułam lęk, niepewność. Bartek tak wymyślił moje urodziny, że najpierw mieliśmy zjeść na dole kolację tylko we dwoje, a potem, o czym nie wiedziałam, iść na piętro, gdzie czekali nasi przyjaciele. Pamiętam, że kiedy weszłam w tłum roześmianych ludzi, poczułam się strasznie. Nie mogłam się tam odnaleźć. Nie było już euforii, tylko strach.

Bałaś się, że ciąża może przyspieszyć rozwój raka?
Przez chwilę zapomniałam, że jestem chora, a potem bałam się o wszystko. Co dalej z leczeniem, z dzieckiem, ze mną? Czy ja przeżyję, czy rak nie zabije dziecka? Nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim dam radę. Ale też po raz pierwszy poczułam, że muszę się leczyć. Ciąża zmobilizowała mnie do ratowania siebie, a przede wszystkim dziecka. Obudziła się we mnie przeogromna chęć życia. Bartek uważa, że gdyby nie ciąża, nigdy nie zaczęłabym się leczyć.

Nie pojawiła się myśl: Może lepiej będzie, jak usunę ciążę?
Ani razu tak nie pomyślałam, nawet przez sekundę. Chociaż namawiali mnie do tego wszyscy lekarze. I w Polsce, i za granicą, bo pojechałam znowu na konsultację do Mediolanu. Wszędzie słyszałam, że bezwzględnie powinnam usunąć ciążę, że nie ma innego wyjścia. Niektórzy lekarze patrzyli na mnie jak na kompletną wariatkę. Wcześniej uciekłam im po pierwszej operacji, potem zastanawiałam się, czy mam się leczyć z obustronnego raka, a teraz jeszcze zaszłam w ciążę.

Bardzo chciałaś mieć dziecko?
W czasie tych wszystkich strasznych wizyt miałam w głowie tylko jedną myśl: „Muszę szukać dalej”. Nie wiedziałam do końca, czego szukam i co znajdę. Ale miałam dziwną pewność, że za chwilę otworzą się jakieś drzwi.

Miałaś wyznaczony termin podania pierwszej chemii.
Poszłam do Centrum Onkologii i powiedziałam lekarzowi, że nie wezmę chemii, bo coś złego może się stać mojemu dziecku. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, do gabinetu wszedł doktor Jerzy Giermek, który zajmuje się takimi przypadkami, jak mój. Wcześniej nikt mi o nim nie powiedział. Byłam tak zaskoczona, że ktoś taki się zjawił, że w ogóle istnieje, że nawet nie zdążyłam się ucieszyć. Doktor Giermek zapytał, czy mogę mu trzy razy stanowczo powiedzieć, że na pewno chcę urodzić dziecko. Nie miałam cienia wątpliwości. Dowiedziałam się, że w pierwszym trymestrze muszę mieć radykalną mastektomię, a potem zacznę przyjmować chemioterapię. Słuchałam o kobietach, które doktor leczył, o urodzonych dzieciach. Prawie wszystkie były zdrowe, a najstarsze miało 12 lat. Setki słów, które były dla mnie jak zbawienie. Jaka ja byłam szczęśliwa, kiedy wychodziłam z Centrum Onkologii. Miałam ochotę zatańczyć na korytarzu, wołać do wszystkich ludzi, że będę mamą.(...)

Im bardziej jestem chora, tym kolorowiej się ubieram
Sporo czasu poświęcam sobie. Codziennie rano ćwiczę, chodzę na bieżni, pływam. Celebruję swoje ciało. Używam wszelkich możliwych kremów, maseczek, eksperymentuję z makijażem. Chcę być atrakcyjna, a nie stać się ofiarą choroby. Rak nie zabrał mi kobiecości. Uwielbiam poranne, długie kąpiele. To taki mój rytuał. Zawsze wtedy wizualizuję. Głęboko oddycham i kiedy wypuszczam powietrze, powtarzam sobie w myślach: „Będę zdrowa, będę zdrowa”. Albo wyobrażam sobie, jak komórki rakowe w moim ciele się kurczą, robią się coraz mniejsze i znikają. Czuję wtedy, jak cała się odprężam, staję się lekka, radosna.

Zauważyłam, że ubierasz się coraz bardziej kolorowo
Dzisiaj każdy paznokieć pomalowałam sobie na inny kolor, założyłam srebrne trampki, różowe spodnie, bordową bluzkę i fioletowo-zielony płaszcz. Buntuję się przeciwko pokutującemu wizerunkowi chorej na raka – łysa, smutna, ubrana szaroburo. Im bardziej jestem chora, tym kolorowiej sie ubieram. Kolory dodają mi siły. Mają w sobie jakąś moc uzdrawiania. To, co na siebie zakładam, jak się maluję, wyzwala we mnie energię i pewność siebie. Nowa szminka, lakier do paznokci, sukienka – naprawdę mogą pomóc. Rano przed podwójną mastektomią zrobiłam sobie pełny makijaż, paznokcie pomalowałam na czerwono. Kiedy mam chemioterapię, noszę okulary z ładnymi oprawkami, żeby zatuszować brak brwi i rzęs. Choroba nowotworowa nigdy nie trwa tydzień, zawsze jest to kilka miesięcy, a bywa, że i lat. Oprócz tego, że mamy raka, nadal jesteśmy kobietami i mamy prawo pięknie wyglądać, uśmiechać się, delektować się życiem. Często słyszę od innych chorych kobiet, że dopiero teraz, kiedy zachorowały, odnalazły swoją kobiecość, znacznie bardziej o siebie dbają, pozwalają sobie na to i czerpią z tego radość.

Źródło: http://www.tvp.pl/tvp2/v4tvp2/v4patronaty-tvp2/magda-milosc-i-rak-ksiazka-aliny-mrowinskiej/12496710

Magdalena Prokopowicz
Zdjęcie / internet
Kochani,  pomimo że z fundacją R'n'R rozstałam się już jakiś czas temu - lubię wracać do tej książki. Dziś też do niej wróciłam. Chętnie zaznaczyłam kilka ulubionych fragmentów. Przy premierze tej książki jakoś niewiele się działo z ramienia fundacji, którą założyła sama Magda Prokopowicz, bohaterka dokumentu i książki Aliny Mrowińskiej - dlatego pomyślałam, że warto zaakcentować tę pozycję w taki sposób. Mam w swojej skrzynce mailowej kilka recencji. To są dobre recenzje, bo ...pisane przez chore na raka kobiety, które podzieliły się ze mną swoimi wrażeniami. Grono moich najbliższych Przyjaciół rownież przeczytało tę książkę i uznało ją za bardzo dobrą. Ja sama próbowałam odnaleźć w niej wszystkie "za" i wszystkie "przeciw" - bo przecież dla wielu z Was może to być w pewnym sensie lektura mało optymistyczna, biorąc pod uwagę okoliczności w jakich może być przez Was czytana. I nie znalazłam jakoś tych "przeciw" - dlatego, tak - polecam tę lekturę wszystkim, którzy jeszcze jej nie znają.
Uściski dla Was :)
Patka

PS. Brakowało mi pisania tutaj, dla Was. Wracam!
I pamiętajcie, że: 


Zdjęcie/ grafika z inicjatywy Patki Pastwińskiej
wykonanie: Monika Dąbrowska 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz