sobota, 10 stycznia 2015

WOŚP i moje serce.





Plan na ten weekend?

Chyba się ulotnię ze wszystkich swoich kanałów komunikacyjnych.
To będzie czerwony weekend. Mało spokojny. Czy wesoły?
Zależy od tego kto i co lubi.
Ja ostatnio cenię sobie ciszę. Może dlatego jakoś czerwony kolor mnie drażni. W wielu miejscach jest zbyt jaskrawy. A może właśnie dlatego, że człowiek gUpi nie jest, swoje przeszedł, zjadł i z tej i z tamtej miski - i swoje zdanie ma?
Dopiero niedawno ze stołu zrzuciłam całą teczkę z FUJ informacjami na temat FUJ dacji rak'n'roll i dlatego, że WIEM o pewnych sprawach, których sama doświadczyłam w szeregach tej OPP - stąd moje GŁOŚNE NIE!
Nie dam już nigdy i dla nikogo za pośrednictwem jakiejkolwiek OPP. Może to i zbyt krzywdzące, ale ja tak mam. Uczę się na błędach. Własnych!
Poza tym można było ostatnio sporo poczytać o sprawach WOŚP, jak i o innych odnogach Pana Owsiaka - stąd moje GŁOŚNE NIE!
Nie będę tutaj SPAMować, te materiały można znaleźć wszędzie. Prawdę swoją opieram na własnym doświadczeniu zdobytym w latach 2012 - 2014, a przede wszystkim ufam swojej logicznie ułożonej głowie.
Z niesmakiem podchodzę do kogoś kto wyrzuca człowieka za drzwi w taki sposób, w jaki został wyrzucony ostatnio dziennikarz ze spotkania z Panem Owsiakiem.
Z niesmakiem podchodzę do kogoś takiego kto posługuje się grypserą więzienną i chamsko unika odpowiedzi na postawione pytania. Pytania kłopotliwe. Pytania o finanse. 
O te finanse, które powinny być jak ...kryształ.
Z niesmakiem podchodzę do kogoś kto zamiast zwrotu "Pan" używa "Mistrz" & "Żul".
Poza swoim krajem żyję już 11 lat ( zleciało! ), nigdy wcześniej nie zabrałam swojego dziecka na tego typu event, gdzie jakiś facet drze się do mikrofonu: : "Siema!", a z pewnością nie pozwoliłabym swojemu dziecku biegać między tłumami ludzi z oblepioną na czerwono puszką i podstawiać ją pod nos innym.
I nie ma w tym absolutnie żadnego egoizmu. Żadnego!
To rozsądek.
Jak tak sobie patrzę, obserwuję i czytam o sytuacjach, w których to dumni rodzice swoich pociech mówią drugim dumnym - jak bardzo są dumni, bo ich dzieci pomagają w słusznej sprawie ( podtykanie puszki pod nos ) - to włos ( a już jest! ) podnosi mi się na głowie.
Szanowny Rodzicu, czy zabrałeś chociaż raz swoje dziecko na oddział pełen chorych dzieciaków? Pokazałeś jak walczą te dzieciaki o każdy oddech?
Albo umiałeś wytłumaczyć swojemu dziecku - dlaczego ludzie z wenflonem nie mają włosów, a jedynie błyszczącą bolesną skórę?
Zajrzałeś do hospicjum dla dzieci?
Próbowałeś rozładować sytuację i stanąć na wysokości zadania, czy jesteś zbyt wrażliwy na ludzkie cierpienie i wolisz stanąć za czerwoną tarczą w kształcie serduszka, którą to sobie naklejasz na kurtce, torbie, czole?
Jest tyle miejsc, które każdego dnia warto zauważać. Hospicja, gdzie warto podrzucić odrobinę radości  tym, którzy z bólu nie mają siły się uśmiechać. Często nie musisz sięgać do kieszeni, wystarczy pójść i pobyć.
Czy wolisz raz do roku, od wielkiego dzwonu -  poczuć się lepszym człowiekiem?
Na pokaz. I wciągać w to jeszcze swoje dziecko, które patrzy na przekrzykującego tłum faceta jak na bohatera, który ma znaleźć złoty środek nim nadejdzie Armageddon?

Zapewne jest mi zdecydowanie łatwiej napisać o tym, bo na szczęście - nie dotykały mnie ani mojego dziecka poważne kataklizmy zdrowotne, ale to nie znaczy, że nie znam strachu i lęku o własne dziecko. O tych, których kocham. I nie chciałabym tutaj kogokolwiek skrzywdzić w swojej ocenie, bo być może jest tak - że w taki sposób też wypełniacie swoją misję, dziękujecie za coś, być może nawet za życie własnych dzieci.
Ktoś powie: "A Ty co zrobiłaś, że dajesz sobie prawo do mówienia o tym w taki sposób?".
Komentarze, które można poczytać na forach są tak skrajne, że aż boli serce.
Ja? Taka zwykła sobie kobieta, która wzięła się za pomaganie, która była w stanie zrezygnować z pracy zawodowej, która była w stanie pozbawić siebie i swój dom - dochodów przez blisko dwa lata - tylko dlatego by móc się zaangażować w sprawy innych. Być i wspierać. Być na każde zawołanie - nie oczekując nic w zamian. Rozwiązywać często trudne sprawy, które okradały moje dziecko z dobrej energii jego matki.
Ktoś powie: "Sama chciałaś."
Potrafisz zrezygnować z siebie i oddać się bezgranicznie innym?
Nie? To nie pisz proszę na forach do innych: "Weź się sam za pomaganie!"
Bo najłatwiej i najbezpieczniej jest jedynie czytać i zabierać głos.
Moje dziecko ma 21 lat. Mądra dziewczyna. Jak nauczyłam Ją pomagać?
Robiąc masę błędów. Również jako matka emigrantka i tylko dlatego, że miałam i spódnicę i spodnie na swoim tyłku. Miałam momenty, gdzie sama nie radziłam sobie z życiem, które się jakoś działo - w my jak na jego scenie - w głównych rolach. To są błędy, które się zapamięta na całe życie. Nowe miejsce, nowy dom, nowy język, nowe wszystko. Były różne chwile, ale zawsze otwierałam swoje serce dla drugiego człowieka. Sama też miałam szczęście do ludzi. Muszę to przyznać.
No i najważniejsza była zawsze dla mnie moja córka.
Zawsze Jej sprawy były dla mnie priorytetowe. Mogłam nie pójść do pracy, gdy wymagała tego ode mnie sytuacja. Ona zawsze wiedziała, że cokolwiek i jakkolwiek - ja będę.
Dzielenia się tym co ma z drugim człowiekiem też nauczyła się ode mnie.
Tak ma do dziś! Szlifowała swój charakter na bezdomnych kotach, które wspiera finansowo od kilku lat, daje im jeść. Gdybym miała tak przeliczyć te funty, które przez te lata zainwestowała tylko w te koty -myślę, że swobodnie mogłaby spędzić godnie dobrych kilka miesięcy na drugim kontynencie. Przez kilka ostatnich lat dorabia sobie - zajmując się rehabilitacją dzieciaków - w różnym wieku. Zdobywając doświadczenie podczas studiowania - zdobywa coś o wiele cenniejszego. Rodzice tych dzieci ufają Jej. Jej przełożeni rekomendują Ją w inne dobre miejsca. Ma w sobie tyle zrozumienia dla drugiego człowieka, nawet jeśli ten robi źle - umie sobie i innym to wytłumaczyć, bez krzty nonszalancji. Ja piszę ten tekst, a Ona opowiedziała mi historię jakiej była świadkiem jakiś czas temu, gdzie musiała z pozycji zawodowej zachować zimną krew i logiczne myślenie, zero paniki, konkretne działanie. W słusznej sprawie. Ratowała piłkarza na boisku. Ratowała człowieka.

Dlaczego o tym piszę?
Chwalę się? 
Nie.

Parę dni temu pewien dziennikarz zaprosił mnie do udzielenia wywiadu.
W związku z WOŚP materiał miał być o pomaganiu, o tym jak niektórym jest nasza pomoc potrzebna, jak uczyć nasze dzieci pomocy. Miałam opowiedzieć jak ja sobie z tym poradziłam. Jak pomaganie łączyłam z wychowywaniem?
I chętnie bym podjęła to wyzwanie, gdyby nie nadchodzący WOŚP.

Dlaczego?

O tym już wspominałam powyżej. Przede wszystkim, dlatego że zrobiłabym to wbrew swoim poglądom, które po zetknięciu się z OPP uległy ogromnej przemianie.
Ja się nauczyłam uczciwości. Serio. Praca na rzecz ludzi, którzy piszą jednej nocy, że chcą podziękować, bo czują że nie doczekają rana, albo drugiej kiedy dzielą się swoimi najgorętszymi marzeniami ... dla jednych to zobaczenie swoich dzieci, które dorastają, dla innych to przeżyć tę noc bez bólu. Można nauczyć się uczciwości!
A przede wszystkim nie ośmieliłabym się stanąć ramię w ramię z ... Panem Owsiakiem.
I nie dlatego, że jestem "maluśka", tylko dlatego - że wiem kim nie chce być.
Po opublikowaniu mojego wpisu 6 grudnia 2014r. - tego, w którym napisałam nieco więcej o ...braku transparentności w FUJ dacji rak'n'roll otrzymałam dwie propozycje współpracy. Jedna to zaproszenie do szeregów pewnej fundacji działającej na rzecz chorych onkologicznie, druga to zaproszenie do współtworzenia fundacji, która powstaje i będzie kierowała swoje działania do kobiet chorych onkologicznie. Wszystko w kraju. 
W Polsce. Przy tej pierwszej propozycji pomyślałam troszkę ironicznie, że zarząd jest zbyt odważny zapraszając mnie w swoje szeregi. A ja? Jestem już zbyt czujna, zbyt ostrożna i zbyt zniechęcona. Nigdy nie będę współtworzyła takiej organizacji. Ani sama, ani z kimkolwiek innym. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Nie chcę stracić tej prawdziwej radości jaką się ma - kiedy się pomaga innym. A często niestety można ją zatracić przez ...cyfry. Często można się w nich zatracić. Nie chciałabym by to przytrafiło się i mnie. A w Polsce i wybaczcie, ale muszę to dopisać: APETYT rośnie w miarę jedzenia.

WOŚP. 
Sama idea bardzo potrzebna. Piękna, szlachetna. Ale to nie wystarczy. Nie wystarczy powiedzieć, że: "Dobrze, że ktoś to w ogóle robi!". To piękne, że ktoś to w ogóle robi i myśli o tym - ALE to nie upoważnia jeszcze nikogo do tego, o czym mogłam przez ostatnie kilka dni czytać i wyciągać wnioski.
Statystyki? Jakoś jeszcze do mnie przemawiają, ale cyfry i niektóre czyny mówią same za siebie. NIE WSPIERAM WOŚP. Rozumiem, ale nie wspieram.
Moje Dziecko idzie jutro do pracy. Będzie rehabilitować. Dzieciaki! Każdy pomaga tak - jakie są jego możliwości. My mamy akurat takie.
Dla mnie to wystarczy. Moje Dziecko jest dla mnie wzorem i przykładem.

Niech ten weekend przyniesie każdemu z Was - to co pozwoli Wam poczuć radość 
i spełnienie w sercu.

Patka




1 komentarz:

  1. 6. Nie bądź obojętny.
    Milczenie wszystko pieprzy.
    Niszczy każdego doszczętnie.
    Mów nawet wtedy, kiedy to co masz do powiedzenia innym nie będzie się podobać.
    Mów!

    OdpowiedzUsuń